Blog przede wszystkim o moim synku i o naszym życiu w Turcji. Czego mi jako emigrantce brakuje tutaj najbardziej, co mnie drażni i denerwuje w 'moim nowym kraju', ale też o tym co mi się podoba i co czyni mnie tutaj szczęśliwą.
czwartek, 10 stycznia 2013
Noworoczne rozmyslania- C.D.
Odwolujac sie do tego, co napisalam na poczatku poprzedniego posta, to znaczy do smutnego sylwestra; wyjasniam, ze moj taki na szczescie nie byl, ale na jakies porywajace momenty tez nie mialam co liczyc. No moze z wyjatkiem kilku minut, kiedy to Teo pokazaywal babci i dziadkowi jak sie tanczy Gangam Style. We trojke podskakiwali w rytm tego utworu kiedy akurat pojawil sie w tv- widok bezcenny :) Obok suto zastawionego stolu to wlasnie NOT bylo glowna atrakcja wieczoru. Przerozne teleturnieje w noworocznym wydaniu, tance brzucha, itp. Jakis pokaz sztucznych ogni podobno odbyl sie w centrum Bergamy, ale w taka noc strach wyjsc na wlasny balkon, a co dopiero na miasto. Nigdy nie wiadomo czy nie trafi sie jakis oszolom, ktory zechce powitac Nowy Rok strzelajac w powietrze z broni palnej. Co nie znaczy, ze nie ma tu imprez Sylwestrowych pod golym niebem. Duze miasta organizuja z wielka pompa koncerty i pokazy fajerwerkow, na ktorych gromadza sie tlumy, ale osobiscie chyba nigdy nie odwaze sie wziasc w czyms takim udzialu. Wole nie ryzykowac..To juz wolalabym pojawic sie kiedys na tego typu imprezie sylwestrowej (tzn.plenerowej) w Polsce, choc nie powiem i tam balabym sie, zeby przypadkiem jakas flacha po szampanie nie poleciala w moja strone ;) A juz tak na calkiem powaznie- marzy mi sie Noc Sylwestrowa w polskich gorach w jakims "zbojnickim" stylu, to znaczy goralska chata, zaspy sniegu, kulig zakonczony rozgrzewajacym grzancem, ognicho, goralska muzyka, tance, hulanki, swawole do bialego rana. Koniecznie z rodzicami i tesciami, bo im tez cos takiego sie od zycia nalezy :)
W Bergamie spedzilismy tez swieta Bozego Narodzenia. W przygotowaniu potraw wigilijnych jak zwykle pomogla mi tesciowa i bylo przesmacznie :) Jak sobie przypomne moja pierwsza Wigilie w Turcji i zrobione wtedy przeze mnie uszka, wielkosci piesci (no moze troche przesadzilam, ale byly zdecydowanie wieksze niz powinny byly byc ;)) to nie wiem czy smiac sie czy plakac..Na szczesie to juz przeszlosc :)
Niezwykle mile jest to, ze blizsza i dalsza rodzina turecka sklada mi z okazji "moich swiat" zyczenia i nie szkodzi, ze robia to pod wplywem mojej tesciowej, ktora rozmawiajac przez telefon (od ktorego, jak podejrzewam jest uzalezniona) rozglasza wszem i wobec, ze wlasnie mamy "swiateczna bieganine" :)
Pomimo tych wszystkich pozytywnych akcentow, podtrzymuje to co powiedzialam w zeszlym roku: Nie ma to jak Wigilia u mamy i taty w PL..
Teraz mam tez ochote powiedziec, nie ma to jak kaloryfer i chodzenie zima po mieszkaniu w krotkim rekawku..W Antalyi mamy przymrozki, brrrrrr !!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz