Po sniadaniu swiatecznym byly wzajemne usciski i zyczenia 'Wesolych Swiat', podczas skladania ktorych, caluje sie dlon starszych od siebie osob, po czym przystawia sie ja do czola, na znak szacunku. Teo doskonale opanowal ten turecki zwyczaj oddawania czci starszym osobom (drugie zdjecie w poprzednim poscie) i dzieki temu 'dokarmil' swoja skarbonke, bo za takie pocalowanie dloni w czasie swiat, przewaznie dostaje sie pieniadze badz tez cukierki czy czekoladki. Dzieci zaraz po sniadaniu udaja sie na 'pielgrzymke od drzwi do drzwi' by wlasnie w ten sposob uzbierac troche monet i slodkosci. Na takie swiateczne wedrowki samopas Teo jest jeszcze zdecydowanie za maly, wiec czas po sniadaniu spedzil na wedrowkach po ogrodzie, oprowadzany na przemian przez tate, dziadka, pradziadka i wujka. A w ogrodzie z uwaga przygladal sie krolikom, indykom i...malpie. Tak, nie przejezyczylam sie..dosyc nietypowe zwierze hodowlane ;) Malpe uratowal wujek Mustafa i do dzis troskliwie sie nia opiekuje. Pradziadkowie Teomana tez sie do niej przyzwyczaili, choc nie sa z nia tak zzyci jak wujek. Nadali jej imie Cafer(czyt.Dziafer) w dowod 'sympatii' dla jednego z zieciow, ktorego szczerze nie znosza ;) Troche odeszlam od tematu, ale nie omieszkam wspomniec, ze kiedy zobaczylam zdjecie Cafer'a zrobione telefonem komorkowym, wygladal na malpe solidnej postury i nie dowierzalam wtedy jeszcze przyszlemu mezowi, ze rzeczywiscie trzymaja ja na ogrodzie. Przekonalam sie na wlasne oczy, kiedy po raz pierwszy pojechalismy razem do dziadkow na wies..Jakiez bylo moje rozczarowanie, gdy zamiast czegos, co skojarzylo mi sie conajmniej z orangutanem, zobaczylam malego pawiana ;). Wracam do tematu. W ogrodzie na tylach domu koza pradziadkow stala sie ofiara tych swiat. Oczywiscie Teomana trzymalismy z daleka od tego przykrego widoku i na pewno nie zorientowal sie co sie swieci, ale gdyby zostawic go w tym czasie sam na sam z prababcia to niestety pokazalaby mu to zarzynanie kozy od A do Z..Kilkakrotnie proponowala mi wyjscie z dzieckiem na te czesc balkonu, z ktorej cale zdarzenie bylo widac jak na dloni..Lepiej bedzie jesli nie skomentuje..Przypomnialo mi sie jak rok temu, rowniez w pierwszy dzien swiat (spedzalismy je w tym samym miejscu) przybiegl do nas okolo piecioletni syn sasiadow prezentujac dumnie swoj noz i chwalac sie, ze on osobiscie zabija ofiare..Fantazja fantazja, ale wiem, ze ojciec pozwolil mu zostac naocznym swiadkiem tego rytualu.. Rece opadaja.. c.d.n.
Tym razem zdjecia zrobione podczas mojego pierwszego pobytu na wsi Inay:
|
Prababcia Teomana ze swoja starsza siostra |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz